wtorek, 25 lutego 2014

4. - This is forever.

**Oczami Anastasii**

To już ostatni dzień,który spędzimy w lesie z chłopakami.Po południu wracamy do naszego kochanego domu.Chłopaki sprzątają wszystko co przywieźliśmy,a my jak zwykle plotkujemy.
- Wydaje mi się,że było całkiem fajnie. - Powiedziałam do dziewczyn zmęczonym głosem.
- Mnie też się podobało. - Odrzekła Ashley,z uśmiechem na twarzy.
Gdy chłopcy już prawie wszystko sprzątnęli,podeszli do nas.
- Może przejdziemy się nad jeziorko? - Zaproponował Justin. - Jest taka ładna pogoda,szkoda by było tego nie wykorzystać.
- No nie wiem czy to dobry pomysł,Justin. - Urwałam,ale chłopak nie chciał mnie słuchać.
- Chodź. - Przerwał. - Nie marudź. - Wziął mnie za rękę,a następnie pociągnął przed siebie.
Nie odzywając się ani słowem,poszłam za nim.
- My dojdziemy do was później.Chcemy się upewnić,czy niczego nie zostawiłyśmy. - Powiedziała Annie i razem z Ash zaczęły się rozglądać po okolicy.
Szłam z Justinem za rękę w ciszy.Obok nas szli Louis i Harry,a jak to oni ciągle się darli i przepychali.Głowa mi już pękała od ich dziecinnych pisków.
- Już nie daleko. - Spojrzał na mnie Justin z uśmiechem.
Odpowiedziałam sztucznym zachichotaniem.Kiedy doszliśmy,trzymałam się od wody z daleka i usiadłam pod jakimś starym drzewem.Z niecierpliwością czekałam,aż moje przyjaciółki przyjdą,bo nie chciałam siedzieć tam sama z chłopakami.Nagle Justin bardzo głośno mnie zawołał.
- Anastasia! - Wykrzyczał,stojąc przy brzegu.
- Hmm? - Mruknęłam.
- Chodź! - Urwał. - Musisz coś zobaczyć!
Wstałam powoli i podeszłam do chłopaka.
- Co takiego? - Spytałam cicho,pochylając się nad wodą.
- Patrz. - Urwał,pokazując palcem na wodę. - Musisz się bardziej pochylić,by zobaczyć. - Złapał mnie za plecy.
Zrobiłam,to co chłopak kazał,lecz nie widziałam nic,poza paroma kamykami na dnie.Przyglądałam się dłuższą chwilę,by ujrzeć coś niezwyczajnego.
Nagle podbiegli do mnie chłopcy i popchnęli mnie prosto do wody.

**Oczami Justina**

Wepchnęliśmy Anastasię do wody i patrzyliśmy na jej reakcję.
- Justin,ona się chyba topi. - Powiedział Louis,patrząc na dziewczynę,która rozpaczliwie szamotała się w wodzie.
- Ona udaje. - Urwałem,patrząc na nią. - Chce nas nastraszyć.
Po chwili,Anastasia zniknęła zupełnie pod wodą.Cholernie się wystraszyłem,zobaczyłem,że to nie żarty.Zdjąłem w pośpiechu koszulkę i pobiegłem w stronę jeziora.
- Zadzwońcie do dziewczyn. - Wykrzyczałem do chłopaków i wskoczyłem do mętnej wody.
Przez chwilę,nie mogłem znaleźć blondynki,robiłem co tylko w moich siłach.Przeszukiwałem dno,co chwilę wynurzając się,by złapać trochę tlenu.Przegrzebując piasek,zauważyłem jak Ana leży obok wielkiego kamienia.Szybko do niej podpłynąłem,złapałem ją i wynurzyliśmy się z wody.Nie ruszała się i nie oddychała.Pobiegłem z nią na ląd i położyłem na piasku,stały tam dziewczyny.Zacząłem sprawdzać puls,na szczęście był.
- Czy wy jesteście do cholery normalni!? - Wykrzyczała mi prosto w twarz Annie
- Kurwa. - Krzyknąłem. - Teraz nie rób mi wyrzutów,tylko daj mi się skupić. - Powiedziałem nerwowo,zaczynając robić masaż serca.
- Chyba dobrze wiedziałeś,że nie umie pływać! - Dziewczyna kontynuowała krzyczenie na mnie.
- Zamknij się. - Krzyknąłem. - Nie wiedzieliśmy,do cholery. - Powiedziałem,sprawdzając oddech.
Dziewczyna powoli otworzyła oczy.
- Ana?! - Krzyknąłem jej w twarz. - Ana,odezwij się. - Nerwowo potrząsałem jej głową.
Anastasia otworzyła oczy,była cała sina.
- Co się stało? - Spytała skołowana. - Kręci mi się w głowie,jest mi zimno. - Spojrzała na mnie. - I co robisz bez koszulki? - Zachichotała.
No tak.Humoru nie było jej brak.

**Oczami Anastasii**

Otworzyłam oczy i ujrzałam Justina.Zupełnie nie pamiętałam co się działo,przez ostatni czas.Powoli się podniosłam by usiąść.Bieber podał mi rękę.Gdy usiadłam,poczułam rażący ból z tyłu głowy.
- Dziękuję. - Ledwo zdążyłam powiedzieć te słowa i poczułam,że z buzi leci mi krew.Pomyślałam,że pewnie uderzyłam się w zęba,ale nie.Zaczęłam wymiotować krwią i w jednej sekundzie zrobiło mi się czarno przed oczami,osunęłam się w ramiona Justina.

**Oczami Justina**

Ana znów zemdlała,opadła w moje ramiona,nie mogliśmy czekać,mogło jej się coś poważnego stać.Wziąłem ją na ręce i szybko pobiegliśmy do naszego samochodu.Wsiadłem do niego i położyłem dziewczynę na siedzenie,trzymając ją za rękę.
-Będzie dobrze,zobaczysz,wszystko będzie ok. - Powtarzałem cicho,patrząc na jej zamknięte oczy.Głos mi się trząsł i uroniłem małą łzę z policzka.Szybko ją otarłem i pociągnąłem nosem.
- Długo będziecie się jeszcze do cholery wybierać? - Krzyknąłem w stronę kierowcy.
- Już jedziemy. - Powiedział Louis,po czym wcisnął pedał gazu.
Obok niego siedział Harry,patrząc na mapę i kierował Tomlinsona,by jak najszybciej trafił do najbliższego szpitala,który się znajdował.
- Jesteś pewien,że dobrze jedziemy? - Spytał Louis. - Ciągle jesteśmy w ciemnej dupie.
- Jestem pewien. - Odpowiedział Harry,przyglądając się mapie. - Teraz powinieneś skręcić w lewo. - Pokazał palcem drogę.
- Pokaż mi to. - Lou wyrwał mapę Harremu i spojrzał na nią.
- Jesteś totalnym idiotą,Styles. - Louis walnął się ręką w czoło.
- Co ja ci zrobiłem? - Powiedział Harry,z lekkim poirytowaniem.
- Wiesz,że cały czas. - Przerwał. - Calutki czas,trzymałeś mapę do góry nogami?
Harry nic nie odpowiedział,a ja otulałem zimne ciało Anastasii moją koszulką,którą wcześniej zdjąłem.
Cały się trząsłem,zobaczyłem,że naprawdę zachowujemy się jak małe dzieci.Przez nas może nie przeżyć.
Po dłuższym czasie udało nam się znaleźć odpowiednią drogę.Annie i Ashley cały czas płakały,były na nas wściekłe.Nie dziwię im się,też jestem na nas zły.Podróż mijała tak,jakbyśmy jechali cały dzień,a to było zaledwie pół godziny.
Kiedy dojechaliśmy,w pośpiechu i napięciu wziąłem Anastasię na ręce i pobiegłem do drzwi,którymi wchodziło się do przychodni.Ostatni raz sprawdzając,czy jeszcze żyje,zacząłem krzyczeć,że potrzebujemy natychmiastowej pomocy.Od razu przyjęto ją do sali,kazano położyć mi ją na łóżko i kazali nam poczekać na korytarzu. Usiadłem na krześle,opuszczając głowę i uroniłem kilka łez.Poczułem dotyk na plecach.
- Będzie dobrze,miejmy nadzieję. - Podeszła do mnie zapłakana Annie.
- Musi być,ona jest silna. - Powiedziałem przez łzy.
Dziewczyna usiadła obok mnie i siedzieliśmy w ciszy,nie byliśmy w stanie nawet się odezwać.
Odwróciłem głowę w lewo i zobaczyłem jak Ashley wtulona w Louisa płacze tak,że nie może złapać oddechu.Po chwili przypomniałem sobie,że obok nas brakuje Harrego.
- Gdzie on jest? - Nagle spytałem dziewczyny,która szlochała obok mnie.
- Kto? - Spytała ocierając oczy.
- No. - Przerwałem. - Styles.
- Został w samochodzie. - Urwała. - Powiedział,że nie chce tego widzieć.
Pokiwałem głową i ponownie opuściłem ją w dół,przyglądając się kafelkom.
Nie odzywaliśmy się,gdy nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Kto jest z Panią Anastasią? - Powiedziała pielęgniarka,przekładając kartki w swoim notesie.
Wszyscy poderwaliśmy się i poszliśmy w stronę oddziału.
- O. - Urwała pielęgniarka. - Widzę,że sporo was tu. - Powiedziała,po czym otworzyła nam drzwi. - Możecie odwiedzić koleżankę.
Stanąłem obok łóżka Any,patrząc jak leży podłączona do tlenu.Jej ciało było zimne,sprawiała wrażenie,jakby zasnęła już na zawsze.Na szczęście maszyna pokazywała,że jej serce pracuje,uspokajało mnie to.Usiadłem na krzesełku,które znalazłem,złapałem ją za rękę i pocałowałem.Właśnie w tedy blondynka otworzyła oczy i drżącą ręką zdjęła z twarzy maskę,która pomagała jej oddychać.
- Co się dzieje,Justin? - Spojrzała na mnie. - Co ja tu robię?Proszę,powiedz mi to. - Pytała mnie osłabionym głosem.
- Stał się pewien wypadek. - Urwałem,ocierając łzę,bo wiedziałem,że to wszystko przeze mnie. - Opowiemy ci później,jak już się stąd uwolnisz.
- Długo tu jeszcze będę? - Spytała,rozglądając się powoli.
- Tego nie wiemy. - Powiedziałem cicho.
Dziewczyna założyła znów maskę na twarz i opuściła głowę,pozwalając jej,zatopić się w miękkiej poduszce.
Annie i Ashley,przytulały dłoń przyjaciółki,płaczę ze szczęścia,że wygrała walkę o życie.Niestety wyproszono nas z sali,ponieważ musieli zrobić badania naszej przyjaciółce.Gdy wyszliśmy,na korytarzu zobaczyliśmy,że na krześle siedzi Harry.Gdy tylko skierował wzrok na nas,nerwowo się podniósł.
- Żyje? Oddycha? Ma się dobrze? - Pytał nerwowo.
- Jest wszystko ok,tylko możliwe,że przez jakiś czas będzie miała problemy z bólem głosy. - Powtórzyłem przyjacielowi to,co usłyszeliśmy od lekarza Anastasii.
- W sumie,to dobrze. - Uspokoił się.
Gdy lekarz wyszedł z sali,dziewczyny poszły się dowiedzieć szczegółów.
- Ana zostanie w szpitalu na noc. - Powiedziała Ashley,która wracała od lekarza.
- Cholera. - Urwałem. - Musimy iść do pracy,nie możemy zostań. - Powiedziałem,a moi przyjaciele przytaknęli.
- Ok,my zostaniemy z nią same. - Powiedziała Annie,rozumiejąc sytuację.
Przeprosiliśmy grzecznie,a w zamian dostaliśmy parę uśmiechów.
- Właśnie,trzeba się zbierać.- Powiedział Harry,patrząc na zegarek.
- Masz rację. - Przerwał Louis. - Szykujmy się.
Potwierdziłem i żegnając się wyszliśmy ze szpitala

**Oczami Annie**

Zostałyśmy same,usiadłyśmy na korytarzu,czekając aż ktoś pozwoli nam wejść do przyjaciółki.Byłyśmy o wiele spokojniejsze,gdy okazało się,że żyje.Musimy wrócić autobusem,ponieważ chłopaki nie mogą nas zabrać.
Po chwili nas zawołano i wpuszczono do Any.Przyjaciółka wyglądała na bardziej żywszą,niż wcześniej,nie potrzebowała już maski.W ręce miała wkute wenflony i kroplówki,wyglądało to strasznie.
- Proszę. - Zaczęła Anastasia. - Chociaż wy powiedzcie mi,dlaczego tu leżę.Nie pamiętam zupełnie nic. - Mówiła błagalnym wzrokiem.
- Poszliście nad jeziorko i wpadłaś do wody. - Urwałam. - Justin cię uratował,gdyby nie on,nie byłoby cię już na naszym świecie.
Nie chciałam jej mówić,że to oni ją wepchnęli,nie wiedząc,że nie potrafi pływać.
- To wszystko wyjaśnia. - Zachichotała. - A gdzie oni są? Chciałabym podziękować,za ocalenie życia. - Rozejrzała się.
- Musieli jechać do pracy. - Powiedziała Ashley
- A gdzie oni pracują? - Spytała zaciekawiona,myśląc,że się dowiedziałyśmy.
- Nie wiem i proszę nie wracajmy do tego. - Powiedziałam smutno.
Dziewczyny zgodziły się ze mną i zmieniłyśmy temat.Humor nam się poprawił,nie było już tak ponuro jak wcześniej.Ściemniło się,a Anastasia poszła spać,ponieważ miała ciężki dzień i była wykończona.My również zasnęłyśmy na krzesełkach,które stały pod oknem.Anastasia budziła się co chwilę,pytając czy jesteśmy,czy jej nie zostawiłyśmy.
- Jak mogłybyśmy cię zostawić? - Wyszeptałam,podchodząc do niej i głaszcząc ją po głowie.
Krzesła były tak nie wygodne że ledwo się ruszałam,marzyłam położyć się w moim łóżku,i spać przez cały czas,ale to nie było takie proste.
Następnego dnia,o poranku,zrobiono Anie jeszcze kontrolne badania i o dwunastej w południe dostała wypis.Chłopcy zamówili nam taksówkę,która punktualne przyjechała pod szpital.Opłacili ją,byśmy spokojnie dojechały do domu.Przez całą drogę spałyśmy,ponieważ byłyśmy wyczerpane,spaniem na krzesłach przy łóżku przyjaciółki.Dojechałyśmy po półtorej godziny.Podziękowałyśmy i wysiadłyśmy z wozu,po czym głęboko odetchnęłyśmy,stojąc pod naszym ukochanym domem.Weszłyśmy do środka i pomogłyśmy wejść Anie na górę,tak by nie upadła.Położyłyśmy ją do łóżka i razem z Ashley poszłam zrobić obiad.Dziwne,ale odprężało nas to.
Zaczęłyśmy rzucać się mąką i cała kuchnia była biała,a razem z nią,my.Czułam się bardzo dobrze,gdy stałam przy garnkach,myśląc że Anastasia poczuję się lepiej jedząc nasz pyszny obiad.
W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ty otwórz. - Ashley popchnęła mnie w stronę drzwi,śmiejąc się.
Podeszłam bliżej,otrzepując z siebie mąkę.Po otworzeniu drzwi,ku moim oczom pokazał się Justin,Loui i Harry.
- Oh.- Powiedział Harry. - Chyba przeszkadzamy. - Zmierzył mnie wzrokiem i zaczął się śmiać.
- Nie,wejdźcie. - Otworzyłam szerzej drzwi,wpuszczając chłopców.
- Przyjechaliśmy sprawdzić czy dojechałyście całe. - Powiedział Justin.
- Tak,jesteśmy w jednym kawałku. - Zaśmiałam się.
Chłopak odwzajemnił uśmiech.
- A gdzie Anastasia? - Zapytał,rozglądając się.
- Oh,leży w swoim pokoju.Możesz ją odwiedzić,na pewno będzie jej miło. - Powiedziałam wskazując palcem.Przyglądałam się chłopakom którzy wchodzili do naszego domu.Weszłam za nimi do kuchni,kontynuować obiad który zaczęłam z Ash. Posypując pierś z kurczaka mąką,poczułam na swoich biodrach uścisk a na szyi oddech
-Seksownie wyglądasz,jako kucharka-usłyszałam niski głos mojego chłopaka.Odwróciłam się do niego,nasze twarze dzieliło parę centymetrów,uśmiechnęłam się na sam widok jego zielonych oczu.
-Ah tak.-westchnęłam.Rozejrzałam się po pomieszczeniu,następnie ponownie wracając do oczu Harrego.
-Masz zamiar mnie tak trzymać w objęciach.-patrzyłam na niego mówiąc.
-Całe życie mogę tak stać..-przerwał uśmiechając się-przytulając cie,całując,po prostu żebyś była,aniele.
Zaczerwieniłam się po jego słowach.Uśmiechnęłam się,cmoknęłam go w usta na znak odpowiedzi.
-A będziesz mnie kochał jak zrobię coś głupiego ?-spytałam jednocześnie się śmiejąc.Harry patrzył na mnie zaciekawionym wzrokiem.Chciałam zacząć mówić ponownie ale chłopak mnie wyprzedził.
-Będę Cie kochać zawsze.-cmoknął mnie w usta i się odwrócił,rozglądając się po pomieszczeniu
-Gdzie wszyscy ?-spytał zaciekawiony.Machnęłam ramionami na znak odpowiedzi.Przesunęłam sobie krzesło żebym mogła sięgnąć miskę z górnej pułki,gdy przesunęłam krzesło przed szafkę,stanęłam na nie,poprosiłam Harrego aby przytrzymał mi krzesło.Gdy Harry był skupiony trzymaniem mi krzesła, wzięłam do małej dłoni mąkę,cała zawartość białego proszku wylądowała na głowie Harrego. Ze skoczyłam z krzesła i zaczęłam biec w stronę salonu tak aby Harry mnie nie dogonił.Odwróciłam się zobaczyć,czy Harry jest gdzieś w pobliżu.
-Przepraszam -wyjąkałam przez śmiech -nie mogłam się powstrzymać -tłumaczyłam, śmiejąc się.Harry zbliżał się małymi krokami w moją stronę.
-To była ta twoja głupia rzecz?-spytał ze sztucznym uśmiechem.Patrzyłam na niego i nie mogłam przestać się śmiać.Przyglądałam się jego brudnej twarzy.Harry przerzucił mnie przez swoje ramię.Zobaczyłam że całej sytuacji przygląda się Ash,Anastasia,Louis i Justin.
-Puść mnie-krzyknęłam,waląc go pięściami w plecy.Za śmiałam się do siebie.
-Już nie jesteś taka rozbawiona ?-spytał,wyczekując mojej reakcji
-Tylko to ty-przerwałam,śmiejąc się.Kontynuowałam - To ty.. masz brudną twarz i włosy.Zdjął mnie z ramienia i postawił na ziemię.Po patrzył się na mnie,uśmiechając się.Gdy tak na niego patrzyłam,od razu chciało mi się śmiać,a jego to troszkę denerwowało.Czasem wpadam na głupie pomysły,ale na prawdę nie mogłam się powstrzymać,siła wyższa.Ana uśmiechnęła się w moją stronę.Rozbawiona podeszłam do niej z pytaniem czy czuję się dobrze,opowiadała że czuję się bardzo dobrze,tylko narzekała na ból głowy.Obiad nie został dokończony,przez brak składników.Siedzieliśmy przez cały wieczór wtuleni,oglądając filmy.Położyłam głowę na kolanach Harrego,w takiej pozycji zasnęłam.Po czułam oddech przy moim uchu.
Usłyszałam szept - Kocham cie,aniele.Harry przeniósł mnie do mojego pokoju,układając na łóżku,wtuliłam się w poduszkę,padłam w objęcia Morfeusza.

                                                         


                                                          ***OCZAMI ASHLEY*****

Minęło parę dni od tych wszystkich wydarzeń.Dzisiejszego dnia wybieram się do Louis'a chcieliśmy spędzić parę godzin razem.On dużo "pracuję" i przez to nie mamy dla siebie czasu.Myślałam z dziewczynami nad zmienieniem pracy na inną,przeszkadzały mi godziny w których pracowałyśmy,Anastasia miała zwolnienie i nie chodziła do pracy,ja natomiast z Annie męczyłam się nadal.Ta praca mnie już przerastała.Chciałam po prostu się zwolnić.
                                                                                ***

Ubrałam buty,kierując się w stronę drzwi wyjściowych.Umówiłam się z chłopakiem w parku,więc w tamtą stronę zaczęłam się kierować.Po długim spacerze,w końcu ujrzałam Louis'a.Tylko gdy mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął,gdy znajdowałam się naprzeciwko chłopaka,on przyciągnął mnie do siebie i pocałował,odkleiliśmy się od siebie, tym samym Louis chwycił mnie za dłoń i  splótł nasze palce,szliśmy przez park,rozmawiając o różnych sytuacjach.Mówiłam mu swoje plany związane z pracą.Słucham mnie z takim zaciekawieniem,że aż głupio było mi się zamknąć.
-A wiesz dobrze się składa,kochanie-usłyszałam głos chłopaka,idącego ku mojego boku.Spojrzałam na niego ze zdziwieniem,zastanawiając  o co mu chodzi,słuchałam go dalej.
-Chodzi o to że rozmawialiśmy z chłopakami na ten temat-powiedział zatrzymując się.
-Jaki temat ? -spytałam patrząc mu się prosto w oczy.
-Chodź-przerwał,ciągnąc mnie za rękę.-Do mnie-dokończył.Szłam za nim zastanawiając po co mamy iść do niego.Stałam przed jego drzwiami i czekałam razem z chłopakiem aby ktoś otworzył nam drzwi.Drzwi się uchyliły a przed nami stanął Justin a  ku jego boku Anastasia.Uśmiechnęłam się do pary,Louis chwycił mnie ponownie za dłoń i pociągnął do swojego pokoju,gdy chłopak zamknął drzwi jego pokoju,usiadłam na łóżku i czekałam aż ponownie zacznie mówić.
-Poczekaj zobaczę czy Annie jest u Harrego-krzyknął podekscytowany,wybiegając jednocześnie z pokoju.Siedziałam sama w tych czterech ścianach,czekając aż mój chłopak powróci do pomieszczenia w którym się znajdowałam.Po 10 minutach,Louis wszedł do pokoju znów chwytając mnie za rękę,stanął i po patrzył mi się w oczy.Podniósł mnie i zbiegł ze mną na dół,opuścił mnie za ziemię i ręką wskazał kanapę,na której siedziały moje przyjaciółki,zajęłam miejsce koło dziewczyn,patrząc się na szatyna.
-Wiem że się krótko znamy-powiedział Justin patrząc się na Anastasie.Klęknął przed nią jednocześnie mówiąc
-Zamieszkasz ze mną,misiek-przerwał patrząc na jej reakcje,po czym kontynuował dalej - Kocham Cie,Anastasio i chcę abyś znajdowała się cały czas koło mnie,dajesz mi mocy,bez której nie mogę żyć.Siedziałam i przyglądałam się całej sytuacji bardzo bacznie.Po czym Louis uklęknął chwytając mnie za kolana.
-Zamieszkaj ze mną -Prosił błagalnie,patrząc mi w oczy.Myślałam nad tym co mam powiedzieć przez dłuższy czas,ale nic mi nie przychodziło do głowy.Wyjąkałam z siebie:
-A co z pracą?-spytałam szatyna.Analizując całe wydarzenie, zastanawiałam się czy dobrze postępuję.Miałam zamiar zgodzić się na propozycję chłopaka.Louis przybliżył  się do mojego ucha .
-Zwolnij się i po prostu żyj ze mną,skarbie.Może to głupie ale nasza trójka zgodziła się na propozycje chłopców.
                                                             
                                                                       ***
Z dziewczynami postanowiłyśmy sprzedać nasz dom i zamieszkać z chłopakami,będę spała z Louisem,mam nadzieje że wszystko będzie po mojej myśli.Kocham go.
Spakowałyśmy się i pożegnałyśmy z naszym domem.Tyle było w nim wspomnień.Z przyjaciółkami stanęłyśmy na środku już teraz pustego domu,przytuliłyśmy i wyszeptałyśmy do siebie
-Zaczynami nowy rozdział w naszym życiu.
W siadłyśmy do taksówki,patrzyłam przez okno samochodu i podziwiałam krajobraz.Gdy samochód stanął na przeciwko domu chłopaków,głośno westchnęłam.Teraz bez żadnego "ale" mogę powiedzieć że ten dom jest nasz,uśmiechnęłam się do siebie i otwarłam drzwi samochodu.Zobaczyłam Louisa wychodzącego z domu,pocałował mnie w usta i schylił się po walizkę która znajdowała się w bagażniku.
Siedziałam w pokoju i rozpakowywałam swoje rzeczy.Byłam wykończona i w duszy cieszyłam się że skończyłam się rozpakowywać.Zeszłam na dół i w kuchni zastałam Annie i Anastasie.
-Chodź,zrobiłyśmy kanapki-przerwała Anastasia.-Zjedź z nami jak za dawnych czasów-Dokończyła Anastasia.Uśmiechnęłam się,siadając na krzesło przytuliłam je mocno.
-Już nam wystarczy-zaśmiała się Annie
Wstałam by odłożyć talerz do zmywarki.Miałam iść na górę ale przypomniało mi się że potrzebuję noża aby naprawić suwak od mojej walizki,wróciłam się do kuchni i przelotnie uśmiechnęłam się do przyjaciółek.Otwarłam szafkę w której zamiast sztućcy znalazł bardzo dużą ilość pieniędzy.
-Dziewczyny patrzcie-powiedziałam przerażona,jednocześnie pokazując kupę pieniędzy.Bez zastanowienia zaczęłam krzyczeć imię swojego chłopaka.Przyjaciółki przyglądały mi się ze zdziwieniem.
-Co się stało?-spytał zmęczony Louis.Nie wiedziałam co mam powiedzieć,co to miało znaczyć,skąd miał tyle pieniędzy.Popatrzył na moje dłonie w których trzymałam dużą ilość pieniędzy.Wszyscy domownicy przyglądali się tej sytuacji.
-To są nasze oszczędności,na które długo pracowaliśmy-powiedział Harry,podchodząc i wyrywając mi pieniądze i ponownie chowając pieniądze do szafki.Patrzyłam na Harrego chowającego pieniądze,uświadamiając sobie że zachowałam się jak totalna idiotka.

KONIEC ROZDZIAŁU 4

_______________________________________________________________________
czytasz=komentujesz



                                             

niedziela, 23 lutego 2014

3. - Scary.

**Oczami Annie**

Kiedy promienie słońca przedarły się przez zasłony mojego pokoju,leniwie przekręciłam się na drugi bok ,jednocześnie sięgając po komórkę, patrzyłam zaspanymi oczami na wyświetlacz z rozczarowaniem,nie było żadnej wiadomości,moje myśli przez cały czas były zawładnięte przez bruneta z burzą loków i pięknymi ,zielonymi oczami.W mojej głowie było mnóstwo pytań na których nie znałam odpowiedzi.Przyglądając się tak długi czas w wyświetlacz telefonu, opadłam na łóżko odwracając się do pozycji w której znajdowałam się paręnaście minut temu ,z myślą że uda mi się powrócić do snu.Po chwili namysłu zerwałam się z łóżka i ruszyłam w stronę schodów.Moje nogi poruszały się w bardzo powolnym tempie,gdy dotarłam do kuchni,otwarłam szerzej oczy,kiedy,ujrzałam smukłą sylwetkę mężczyzny odwróconą do mnie tyłem,wiedziałam że to Harry,poznałam go po ciemnych lokach.Szybkim ruchem schowałam się za ścianę tak aby mnie nie zobaczył .Odwracając się plecami do ściany ,na sofie w salonie zobaczyłam Ash i Anastasie,patrzyły na mnie głupio, jednocześnie się uśmiechając,machały ręką na znak abym do niego poszła.Patrząc na nie zaczęłam stukać się palcem w czoło.One chyba oszalały - pomyślałam.Z szokowana całą sytuacją wbiegłam po schodach w stronę mojego pokoju.Po dotarciu ,rzuciłam się na łóżko, zmyślą że jak nie będę wychodzić z pokoju to Harry sobie pójdzie,ale z drugiej strony chciałam z nim pogadać i dać mu się pocałować.Moje myśli przerwało głośne pukanie w powierzchnie drzwi.Odchrząknęłam głośnym "proszę",podnosząc się do pozycji siedzącej.Za drzwi wyszedł Harry,który uśmiechnął się na mój widok.

-Dzień dobry,piękna-powiedział niskim głosem,uśmiechając się.
Przyglądałam mu się przez cały czas bez słowa.Harry usiadł na rogu łóżka również mi się przyglądając.Siedzieliśmy w milczeniu dobre 5 minut,spojrzałam mu prosto w oczy, na co on się uśmiechnął,zrobił to tak nagle że się zawstydziłam.Opuściłam głowę,moja pościel naglę zrobiła się taka ciekawa.Harry chwytając mnie za podbródek lekko uniósł moją głowę ku górze,patrząc mi prosto w oczy po czym zaczął mówić
-Słyszałem że przede mną uciekałaś..-zaśmiał się do siebie-..również słyszałem twoje kroki jak schodziłaś po schodach,nie uda Ci się przede mną uciec,nie tym razem-powiedział przyglądając się mojej reakcji,przechylił lekko głowę w bok,zbliżył się do mojego ucha i szepnął
-Bardzo tęskniłem,nie pozwolę Ci odejść drugi raz.Odsunął się ode mnie,patrząc mi prosto w oczy.Przeszły mnie dreszcze po jego słowach.Patrzyłam na niego i podziwiałam jego zielone oczy,  uśmiechnęłam się do niego.Moje ciało lekko posunęło się w jego stronę,moje ramiona uniosły się ku jego ramion.Przytuliłam go tak mocno.Harry położył swoje dłonie na moich plecach i lekko zacisnął je w okół mojej talii.
-Kocham Cie-wyszeptałam mu do ucha,przytulając się do niego mocniej.Na znak odpowiedzi Harry ścisnął mnie mocniej.

Do końca dnia,z Harrym znajdowaliśmy się w pokoju,leżąc,wygłupiając się i rozmawiając.Myślałam że już nigdy go nie zobaczę,ale się myliłam.Tego dnia prędko nie zapomnę.Harry wydawał się czuły,troskliwy,był jak idealny facet którego pragnie każda dziewczyna.
                                                              ***
-Muszę Ci coś powiedzieć-usłyszałam jego ochrypły szept.

Moja mała dłoń powędrowała w stronę jego dłoni,zwinnym ruchem spletliśmy palce.Spojrzał na nasze dłonie a następnie znowu na mnie.
-A więc ?-spytałam
Byłam jednocześnie przestraszona,a z drugiej strony ciekawa co chcę mi powiedzieć.Patrząc na jego mimikę twarzy,wydawało mi się że to nic strasznego.
-Chodzi o to że wpadliśmy na pomysł z chłopakami...
Przerwałam mu głośnym westchnięciem.
.Spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem po czym zaczął kontynuować dalej.
-...więc wpadliśmy na pomysł abyśmy.

Jego wypowiedź przerwało mu głośne stukanie do drzwi.Osoba która stała była tak nie cierpliwa że nawet nie poczekała na znak odpowiedzi.Drzwi otwarły się szerzej i walnęły z wielkim hukiem w ścianę mojego pokoju.Przestraszona tym dźwiękiem lekko podskoczyłam na co Harry zaśmiał się do siebie.Do sypialni weszli Justin i Louis a zaraz po nich,wbiegły rozśmieszone dziewczyny.Patrzyłam się na nich,lekko zdziwiona i zastanawiałam się,dlaczego są takie wesołe.Ashley wbiegła na moje łóżko i zaczęła po nim skakać.
- I co,i co, i co? - Krzyczała Ashley,ciągle skacząc po łóżku.
- Ale co? - Przerwałam i spojrzałam na przyjaciółkę. - O co ci chodzi? - spytałam zdziwiona.
- Harry,nie pytałeś jeszcze? - Anastasia spojrzała na chłopaka. 
- Nie,właśnie mi przerwaliście. - Uśmiechnął się
- Ew.- Ash przewróciła oczami. - Zrobię to za ciebie. Chłopaki wpadli na pomysł,żebyśmy pojechali pod namioty do lasu. Będzie super! - Krzyknęła. - Więc... i co ,i co,i co? - Spytała,robiąc minę zbitego psa,patrząc mi się w oczy.
Odpowiedziałam uśmiechem,myśląc czy to rzeczywiście dobry pomysł.Po chwilce namysłu,odpowiedziałam,że możemy spróbować.Harry odetchnął z ulgą,ciesząc się,że nie wyśmiałam ich w twarz. 
- Okej. - Przerwał Justin. - To szykujmy się,jutro,z samego rana wyjeżdżamy. - Spojrzał na nas,po czym wziął Anastasię za rękę,by wszystko spakować. Również wyjęłam fioletową torbę z szafy. Popatrzyłam na nią i zaczęłam się zastanawiać,ile czasu spędzę z nimi na odludziu,nie powiedzieli mi tego.
- Em,Harry? - Spytałam cicho.
- Słucham cię,księżniczko. - Powiedział,nie odrywając wzroku znad mapy,którą właśnie analizował.
- Ile czasu macie zamiar nas tam więzić? - Lekko zachichotałam,przyglądając się reakcji zielonookiego chłopaka.
Chłopak przewrócił oczami. - Dwa tygodnie. - Uśmiechnął się i powrócił do przyglądania się trasie. - A będziemy tam jechać ze dwie godziny,jeśli dobrze pójdzie.
W odpowiedzi pokiwałam lekko głową i zaczęłam szukać ubrań,które mogłabym poniszczyć.Nie było ich wiele,ale wzięłam wszystkie jakie miałam.Znalazłam stare dresy i wyciągniętą koszulkę mojego taty.Przypomniało mi się,jak spałam w niej,za każdym razem,gdy wyjeżdżał na długo.Rozpłynęłam się w myślach,patrząc na biały t-shirt.Z myśli wygoniła mnie Anastasia,która weszła do mojego pokoju.
-Annie,możesz pożyczyć mi skarpetki? Zabrakło mi jednej pary. - zaśmiała się.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się,po czym wstałam i z dolnej szuflady wyjęłam czarne skarpetki.Podałam jej je i wróciłam do pakowania ubrań.
- A ty? - spojrzałam na loczka. - Spakowałeś się już? - Spytałam
- Nie,właśnie się zbieram,żeby wrócić. - Powiedział,odwracając wzrok w moją stronę. - Może chciałabyś mi pomóc? - Spytał z uśmiechem na twarzy.
Gdy się zgodziłam,przytulił mnie i pociągnął mnie lekko,bym zeszła razem z nim w dół,po schodach.Znaleźliśmy tam tylko Louisa,chłopak kazał mi zawołać swoje przyjaciółki oraz Justina.
Po chwili wykonałam jego prośbę i weszłam do pokoju Ashley,gdzie wszyscy byli.
- Chłopaki was proszą na dół. - Po tych słowach,czekałam aż koleżanki wygrzebią się z pokoju. 
Zeszliśmy na dół i czekaliśmy na przekazanie tego,co mają nam do powiedzenia.
- Ehem. - Louis odchrząknął. - Więc,wy już się spakowałyście,teraz czas na nas.Zawieziemy was do naszego domu,pomożecie nam się spakować,chcecie? - Szatyn uśmiechnął się,a następnie przeleciał wzrokiem wszystkich,którzy stali w pomieszczeniu.
Zgodziłyśmy się,byłyśmy ciekawe gdzie mieszkają i jak wygląda ich dom.
Wsiedliśmy do minivana Louisa,którym zazwyczaj jeździli.
O dziwo,okazało się,że mieszkali tylko trzy alejki od nas,ale nigdy nie widzieliśmy tego domu.
Weszliśmy,byłyśmy zaciekawione.Dom był zadbany i czysty.
- Hm. - uśmiechnęłam się. - Jest ładniej niż u nas,muszę was pochwalić chłopcy. - Uśmiechnęłam się a następnie poczochrałam Harrego po włosach.
Weszliśmy na górę i każdy z chłopaków,wziął nas do swoich pokoi.Weszłam do sypialni Harrego,chłopak zamknął drzwi i rozejrzał się wokół.Odetchnął głęboko.
- Więc. - Przerwał. - Bierzmy się do roboty. - Zrobił głupkowaty uśmieszek,a następnie otworzył szafę.- Możesz wyjąć czarną torbę spod łóżka? - Poprosił ładnie.
- Oczywiście. - Schyliłam się i próbowałam wyjąć torbę,niestety moje ręce były za krótkie i miałam mały problem.Po chwile udało mi się i podałam ją chłopakowi.

**Oczami Ashley**


Weszliśmy do pokoju i usiadłam na łóżku.

- Cóż. - Rozejrzałam się. - Muszę przyznać,że bardzo ładnie tu masz. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam na szatyna.
- Dziękuję. - Powiedział,nie odciągając wzroku z bluzek,które oglądał.
- Może pomóc? - Powiedziałam niepewnie.
- Dziękuję. - Przerwał. - Możesz znaleźć dresy,które leżą gdzieś w łazience? - Uśmiechnął się. - Jeśli to nie problem. - Dokończył.
- Jasne,pomogę ci. - Uśmiechnęłam się,a następnie zsunęłam się,z dość wysokiego łóżka.Wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi oraz zaczęłam się rozglądać.Po mojej lewej stronie,znalazłam drzwi do łazienki.Pierw zapukałam,by upewnić się,czy nikomu nie przeszkodzę,a następnie weszłam do środka.Łazienka była w stanie idealnym,byłam pod wielkim wrażeniem,chłopaki raczej wydawali się być bałaganiarzami.Zauważyłam,że spodnie Lousia leżą na koszu,tuż przy prysznicu,zabrałam je i pośpiesznym krokiem wróciłam do chłopaka.
- Proszę,chyba chodziło o te? - Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do Lou rękę,w której trzymałam dresy.
- Tak,słoneczko. - Przerwał. - Chodziło o te. - Uśmiechnął się,chwycił spodnie i pocałował mnie w czoło.
Odwzajemniłam to uśmiechem,a następnie spowrotem wdrapałam się na jego wysokie łóżko.
Przyglądałam się jak chowa swoje ubrania do walizki,robił to bardzo starannie.
Cały dzień spędziliśmy u chłopaków.Zaczęło się ściemniać,pomyślałam,że powinnyśmy już wrócić do domu.
- Louis? - Spytałam chłopaka,który zapinał już swój bagaż.
- Słucham? - Spytał się mnie,po czym,popchnął nogą walizkę pod łóżku i poszedł do mnie. - Coś się stało? Potrzebujesz czegoś? - Z troską wypytywał.
- Myślę,że powinnyśmy już wracać do domu.Możesz nas odwieść? 
- Musisz? Jest jeszcze wcześnie,ale skoro i tak jutro skoro świt się widzimy... - Przerwał.
- Co chcesz powiedzieć? - Ciekawa zapytałam
- To może zostaniecie na noc? - Zapytał,przyglądając się mojej reakcji.
- No nie wiem czy to dobry pomysł,Lou. - Opuściłam wzrok.
- Dlaczego? - Złapał mnie za ramiona. - Damy wam nasze pokoje,będziemy spać w salonie. - Mówił przejęcie.
- Dobrze. - Urwałam. - Ale musisz spytać o zdanie moje przyjaciółki.
Louis zawołał wszystkich do swojego pokoju i przedstawił pomysł.Wszyscy byli zachwyceni i zgodzili się.Justin zabrał kluczyki i razem z Anastasią pojechali po nasze spakowane torby.
Byłam wyczerpana całym dniem,położyłam się na łóżku Tomlinsona i nawet nie wiem kiedy,zasnęłam.
Śnił mi się bal,nasze pierwsze spotkanie,pierwsze słowa.Nagle poczułam lekkie pocałunki na szyi.Otworzyłam oczy i ku moim oczom pokazał się Louis,przytuliłam go,a następnie usiadłam,rozejrzałam się.Było ciemno.
- Która godzina? - Przetarłam oczy. - Musiałam zasnąć,byłam okropnie zmęczona.
- Jest czwarta nad ranem. - Szatyn uśmiechnął się. - Spałaś prawie całą noc. - Pocałował mnie i wyszedł z pokoju,kierując się w stronę kuchni. - Kiedy będziesz gotowa,to zejdź na śniadanie,wszyscy już czekają. Krzyknął,oddalając sie.
Wstałam z łóżka i założyłam koszulę Louisa,która leżała obok łóżka.Poprawiłam koka,który plątał mi się po twarzy,założyłam czarne vansy i zeszłam na dół.Nieprzytomnie przywitałam się z przyjaciółkami,oraz usiadłam na krześle,które było wolne.
Śniadanie zrobił Justin,muszę przyznać,że nie było najgorsze.
- A mogę spytać,co to jest? - Zachichotała Anastasia.
- To jest jajecznica. Wiesz,rozwalone jajko.. - Przerwał Justin.
- Wiem.Ale muszę przyznać,że nigdzie jeszcze takiej nie widziałam. - Uśmiechnęła się i zaczęła się droczyć z Justinem.
- Bo jestem oryginalny. - Posłał jej uśmiech.
Gdy zjadłam,leniwie podniosłam się z krzesła,żeby umyć talerz.
- Co ty robisz? - Spytał Louis,patrząc na mnie jakbym zwariowała.
- Myję talerz.Tak się zazwyczaj robi,przynajmniej u nas. - Odpowiedziałam,nie wiedząc trochę o co mu chodzi.
- Ale u nas jest takie coś jak zmywarka.Włóż tam brudne naczynia. - Zaśmiał się.
- Rzeczywiście. - Walnęłam się ręką w czoło i zrobiłam to co szatyn powiedział.
Gdy wszyscy odeszli już od stołu,poszliśmy na górę by zabrać nasze bagaże.Trochę tego było,więc musieliśmy wszystko na siłę upchać do bagażnika,jakimś cudem nam się udało.Louis usiadł za kółkiem,a ja tuż obok niego,na miejscu pasażera.Anastasia i Jusin zaraz za nami,a Annie z Harrym na końcu.Upewniliśmy się czy wszyscy zabrali i zrobili to co mieli i ruszyliśmy w drogę.Czekała nas dwu godzinna podróż.
Słuchaliśmy muzyki,śpiewaliśmy i śmialiśmy się.
- Ej,mamy problem. - Powiedział Justin.
- Co chcesz? - Louis i Harry odpowiedzieli zgodnie,po czym zaśmiali się.
- Nie wziąłem ipoda. Nie wytrzymam bez niego,umrę.Musimy wrócić. 
- Justin.. - Louis urwał. - Serio oczekujesz,że po pół godzinnej przejażdżce,wrócę się do domu po twojego durnego ipoda? - Powiedział spokojnie.
- Tak. 
- To się mylisz. - Lou lekko krzyknął i spowrotem skupił się na drodze.
Justin nie odezwał się już ani słowem.Anastasia zasnęła,a jej głowa opadła na ramię jej partnera.Do głowy wpadł mi cudowny pomysł,by zrobić im zdjęcie.Wyjęłam z mojej torebki aparat fotograficzny,ale pech chciał,żeby lampa błysnęła jej po oczach.
- Co ty robisz?! - Krzyknęłam Anastasia
- Nic,ładne słońce jest. - Głupio się uśmiechnęłam.
- Oddawaj mi to! - Przyjaciółka krzyczała na mnie i próbowała zabrać mi aparat,aby usunąć zdjęcie.
- Dziewczyny..- Przerwał Louis. - Proszę,nie trzęście moim fotelem,chyba że chcecie zginąć. - Powiedział spokojnie,ciągle patrząc na leśną drogę.
Uspokoiłyśmy się i usiadłyśmy spokojnie.Dojeżdżaliśmy już na miejsce,wjechaliśmy w las,była godzina siódma rano,nie było tam nic ani nikogo,była mgła i wyglądało to trochę przerażająco.
Kiedy szczęśliwie wyszliśmy z samochodu,chłopaki wzięli się za rozkładanie namiotu,a my zaczęłyśmy spacerować wokół drzew.
- Było całkiem zabawnie. - Powiedziałam. 
- Tsa. -Od parsknęła Anastasia.
- No przepraszam. - Urwałam. - Zdjęcia już nie ma,usunęłam.
Anastasia odpowiedziała uśmiechem.Plotkowałyśmy spory czas,gdy przerwało nam wołanie chłopaków.
- Możecie poszukać jakiś gałązek? Zrobimy ognisko.Robi się zimno. - Powiedział Justin,patrząc się na nas.
Zgodziłyśmy się i ruszyłyśmy ku lasowi,było popołudnie i rzeczywiście robiło się okropnie chłodno.Leniwie nazbierałyśmy jakiś liści i gałęzi oraz wróciliśmy do miejsca,gdzie przez jakiś czas będziemy mieszkać.
Usiadłyśmy na rozkładanych krzesełkach,które zabraliśmy z domu,a chłopcy okryli nas kocami.Patrzyłyśmy w ciszy,jak ogień powoli rozbłyska.
- Chcecie coś? Jesteście głodne? - Troskliwie spytał Justin.
- Dziękujemy,ale nie. - Powiedziala Annie

**Oczami Anastasii**


Cały dzień spędziłyśmy na plotkowaniu i siedzeniu na krześle,przy ciepłym ogniu.

Nasi partnerzy nie mogli usiedzieć na miejscu i ciągle się wygłupiali,bili,opowiadali żarty.
- Przestańcie się pchać! - Krzyknęłam. - Zaraz któryś z was wyląduje w ogniu. Zobaczycie. - Nerwowo zwróciłam się do chłopaków. - Gorzej niż dzieci,wiecie? - Spytałam.
- Wiemy. - Powiedzieli zgodnie. 
Justin uderzył Harrego w twarz i zaczęli się gonić.Po chwili zniknęli w namiocie.Z nami został tylko Louis.
- Która jest godzina? - Spojrzałam na chłopaka.
- Wpół do dziesiątej. - Chłopak uśmiechnął się,a następnie potarł swoje ramiona,patrząc w ziemię.
- Coś nie tak? - Spytałam troskliwie.
- Wszystko okej,tylko trochę zmarzłem.Nie obrazicie się jeśli pójdę do namiotu,do chłopaków? - Spytał wstając z krzesła.
Odpowiedziałyśmy,że nie będzie nam to przeszkadzało i zostałyśmy same.
Grzebałyśmy patykami w ognisku i miałyśmy z tego ubaw,zupełnie jak małe dzieci.
- On jest słodki prawda? - Spytałam i przerwałam na moment. - Prawda,nie musicie odpowiadać. - Zaczęłam się śmiać,a dziewczyny razem ze mną.
- Mnie też Louis odpowiada. - Powiedziałam cicho,żeby nie usłyszeli o czym rozmawiamy.Zaczęłyśmy plotkować o nich.
- Wydaje mi się,że to odpowiedni facet dla mnie. - Annie się rozmarzyła.
- Oni wszyscy są dla nas odpowiedni. - Uśmiechnęłam się.
Rozmarzyłyśmy się na ich temat i siedziałyśmy w ciszy dłuższą chwilę.
- Nie wiem,jak wam,ale ja usycham. - Powiedziałam,łapiąc się za gardło.
Ashley i Annie również chciało się pić.Owinęłam się mocniej kocem,wstałam i poszłam w stronę namiotu chłopaków,by zabrać od nich butelkę wody.Gdy rozpięłam namiot i weszłam do środka,zauważyłam,że nikogo tam nie ma.Pomyślałam,że pomyliłam namioty i weszłam do drugiego.Tam również nikogo nie było.Serce zaczęło mi bić jak szalone,wyszłam i rozejrzałam się,czy może nie siedzą gdzieś obok,ale niestety nie. Pośpiesznym krokiem poszłam do koleżanek.
- Boże. - Powiedziałam zrozpaczona,wypuszczając kilka łez.
- Co? Nie wzięłyśmy picia? - Annie zaśmiała się.
- Nie. - Urwałam. - To nie jest śmieszne. 
- Więc co się stało? Annie spytała,w ogóle się nie martwiąc.
- Chłopaków nie ma. - Powiedziałam przerażona. - Zostawili nas. 
- Może są w drugim namiocie,patrzyłaś? - Ash wtrąciła się do rozmowy.
- Tak,patrzyłam,nie ma ich w żadnym. - Otarłam twarz.
- Nie panikuj,może poszli się załatwić?Na pewno zaraz wrócą. -Ashley spokojnie powiedziała,zakładając nogę na nogę.
- Może..- Powiedziała,trochę się uspokajając i usiadłam na krześle.
Ciągle o tym myślałam,nie wydawało mi się,by poszli się załatwić wszyscy na raz.Zaczęłyśmy rozmawiać o ubraniach i próbowałam zapomnieć.Gdy nie wrócili po dziesięciu minutach,zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
- Dziewczyny,już ich nie ma długo. - Mówiłam roztrzęsiona.
- Daj im swobodę,nie są małymi dziećmi.- Odparła Ashley,patrząc na dym z ogniska.
Niby miała rację,nie odpowiedziałam jej,więc zaczęłam dyskusję na temat lakierów do paznokci,żeby się ogarnąć.Po jakimś czasie zupełnie udało mi się zapomnieć. Gadałam z Annie na temat kosmetyków do włosów,ale dyskusję przerwała nam Ashley.
-Wiecie co? Anastasia chyba miała rację,nie ma ich czterdzieści minut.. - Powiedziała lekko zdenerwowana.
Wywróciłam oczami. - Mówiłam,że coś nie tak.Gdyby poszli się wysikać,to myślę,że by nam powiedzieli. - Mówiłam.
Wstałyśmy i zaczęłyśmy szukać wzrokiem po okolicy,ale nie było tam żywego ducha.Poszłyśmy dalej,było ciemno,miałyśmy tylko latarkę w telefonie.Cholernie się bałyśmy,a zarazem martwiłyśmy się i bałyśmy,że znów nas zostawili,że zrobili na nas wspaniałe wrażenie,wywieźli nas do ciemnego lasu i porzucili.Nie wierzyłam,że dałyśmy się tak łatwo nabrać.Poszłyśmy bardzo daleko od tego miejsca,gdzie się rozstawiliśmy i straciłyśmy orientację.
- Myślę,że przyszłyśmy stamtąd. - Powiedziała Ashley,pokazując palcem za siebie.
- Nie. Przyszłyśmy stamtąd. - Pokazałam w lewą stronę.
Bardzo się bałyśmy,nie dość,że nas zostawili to jeszcze się zgubiłyśmy.Cudowne zakończenie dnia.Nagle usłyszałam jak coś rusza się w krzakach.Poświeciłam w to miejsce latarką i od razu pomyślałam: " Super.Już po nas." Mocno przytuliłam się do dziewczyn,ze strachu nie byłyśmy w stanie się ruszyć.Stałyśmy i czekałyśmy na naszą śmierć.W pewnym momencie poczułam,jak coś łapie mnie za nogę.Byłam jeszcze bardziej przerażona,nie mogłam nawet się odwrócić,by sprawdzić co lub kto właśnie próbuje mnie zabić.Łzy poszły mi z oczu,kiedy nagle zatkano mi buzię ręką,a moje dłonie zostały ściśnięte.Dziewczyny zamknęły mocno oczy,nie chciały nic widzieć.Zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej tylko umiałam,z nadzieją,że któryś z chłopaków mnie usłyszy.Gdy nic nie pomagało,kopnęłam mężczyznę w krocze.
- Cholera,Anastasio,to bolało. - Mężczyzna powiedział schrypniętym głosem,a następnie pochylił się z bólu.
Poznałam ten głos.Odwróciłam się i ku moim oczom pokazał się Justin.Chłopak wstał trzymając się za kroczę cicho jęcząc.Z mojej lewej strony z krzaków wyszedł Harry z Louisem, którzy się śmiali w niebo głosy.Cała roztrzęsiona uderzyłam Justina w ramie,na co on do mnie podszedł  i mnie przytulił,szepcząc mi do ucha
-Nie spodziewałem się że aż tak Cię wystraszę,ślicznotko.-zabrzmiał jego głos.Na znak odpowiedzi posłałam mu wredny uśmieszech. Przetarł lekko palcem mój policzek jednocześnie wycierając łzę,spowodowaną strachem.Patrzył mi oczy,lekko się uśmiechając.Ashley podeszła do Louisa,pytając się czy z jego głową jest wszystko w porządku,na co chłopcy zaczęli się śmiać
                                                            ******                                                                                          
Ruszyłam z dziewczynami w stronę namiotu,tak nam się przynajmniej wydawało,po kilku sekundach usłyszałam głos Justina
-Nie ta strona,w lewo-powiedział jednocześnie się uśmiechając.
W duszy chciałam się zaśmiać,mogłam to przewidzieć że idziemy w złą stronę.
-Przecież wiem,chciałam cie sprawdzić -odkrzyknęłam do chłopaka.
Justin podszedł do mnie,splótł nasze palce,prowadząc mnie do namiotu.Do końca spaceru przyglądaliśmy się sobie.Staliśmy przy moim namiocie.Nie chciałam iść spać ale moje powieki robiły się coraz cięższe.Justin szybko cmoknął mnie w usta,i ruszył w stronę swojego namiotu,podążałam oczami za Justinem,chłopak się odwrócił i bez używania głosu powiedział "Kocham Cię".Weszłam do namiotu i położyłam się koło dziewczyn które już spały.Kładąc głowę na poduszce w padłam w  objęcia Morfeusza.

_________________________________________________________________________________

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

NASTĘPNY ROZDZIAŁ POWINIEN BYĆ W NIEDZIELE JAK SIĘ UDA WCZEŚNIEJ,TO BĘDZIE WCZEŚNIEJ ILY <3 


niedziela, 16 lutego 2014

2. - Danger.

***Oczami Anastasii***

Uwolniłam kilka łez,byłam bardzo przerażona.Od razu skierowałam się w stronę moich przyjaciółek,opowiedziałam im o zajściu,o Justinie i o broni.Dziewczyny na początku nie uwierzyły,myślały,że zmyślam i kazały mi zająć się swoim 'kochasiem'. Odeszłam od nich,ale bałam się podejść znów do Biebera.W jednej sekundzie stał się w moich oczach bandytą. Więc na czym polegała jego praca? Na mordowaniu? Kradzieży? Napadaniu? Tego mogę się tylko domyślać. Usiadłam na kamiennych schodkach obok opuszczonego magazynu,obok mnie stała para,która całowała się.Przyglądałam się im bacznie,moje myśli przerwała zrozpaczona Ash.
-Jezu.. - przerwała ocierając łzy. - Miałaś rację,nie kłamałaś! - Krzyknęła.
-Mhm,co ty nie powiesz.. - Cicho powiedziałam. - Co się stało?
-Louis mnie przytulił i poczułam coś twardego w jego kieszeni spodni. -Mówiła przejęcie
- Taaak? - Udawałam,że nie wiem o co chodzi. - I co to było? - Spytałam,robiąc wrażenie zaciekawionej.
- To był pistolet.Kazałam mu pokazać. - Zaczęła opowiadać. - Utrzymywał,że potrzebne mu jest to do pracy oraz obrony. - Mówiła cicho,by Tomlinson tego nie usłyszał.
- No popatrz... - Urwałam,myśląc chwilę. - A gdzie Annie?
Ashley wzruszając ramionami,rozejrzała się dookoła.Naszej koleżanki nigdzie nie było.Wołałyśmy ją,ale nie zjawiła się.Serce podskoczyło nam do gardeł,ponieważ zauważyłyśmy,że pana Harrego oraz jego wozu również nie ma.Nerwowo wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Annie,niestety nie udało mi się.Nie było zasięgu.Szybko zaczęłam szukać miejsca,z którego mogłam się skontaktować z przyjaciółką.Udało mi się to po dłuższej chwili.Owszem,sygnał był,ale niestety bez odpowiedzi drugiej strony.Próbowałam do skutku,niestety tylko na darmo się męczyłam.W pewnym momencie,między drzewami zobaczyłam jaskraworóżowy sweterek.Dokładnie taki jak miała Annie.Zniknął mi sprzed oczu,ale poszłam w tamtą stronę.Chwilę idąc,znalazłam rozweseloną Annie z panem Stylesem.
- Kobieto,gdzie ty byłaś?! Wiesz jak się martwiłyśmy?! Pewnie nie! - Bez chwili namysłu,zaczęłam krzyczeć na przyjaciółkę.
- Jezu.  Wywróciła oczami. - Nie mogę już nawet porozmawiać z kolegą? - Zapytała z pretensją.
Dałam spokój i nie odpowiedziałam.
-Muszę ci coś opowiedzieć. - Pociągnęłam ją za rękę.
Zdziwiona spojrzała się na Harrego i poszła za mną.
- Możesz mi nie przerywać?! - Wykrzyczała mi prosto w twarz.
- Jezu,próbuję cię uratować. - Przewróciłam oczami. - Ale skoro nie chcesz...- Urwałam,idąc w stronę Ashley.
- Nie! Stój! - Krzyknęła. - Co chciałaś powiedzieć? - Spytała zaciekawiona.
- Czy Styles powiedział ci,jak pracują?- Spytałam.
Annie odparła,że nie,ale miała zamiar się zapytać.Opowiedziałam jej historyjkę z pistoletami. Koleżanka zdziwiła się i podeszła do Harrego.
- Masz broń? - Spytała jakby nigdy nic. Jakby to była najbanalniejsza rzecz na świecie.
Odpowiedział,że ma. Annie postanowiła to przemilczeć,odeszła szybkim marszem od chłopaka i wszystkie trzy udałyśmy się w stronę najbliżej drogi. Obgadałyśmy to,co przed chwilą się wydarzyło.Byłyśmy załamane,a do domu miałyśmy naprawdę spory kawałek,a nasi chłopcy nie raczyli nawet za nami pójść,zero,to mnie najbardziej bolało,chłopak którego pokochałam nawet nie przejął się tym że się go boję.Łzy napłynęły mi do oczu.Nie spytali nawet czy chcemy,by nas podwieźli.Chciałyśmy nawet złapać pierwszy,lepszy autobus,a nie było tam ani jednego przystanku.
Nie miałyśmy jak wrócić,ale byłyśmy tak zdesperowane,że poszłyśmy na piechotę,na szczęście znałyśmy kierunek drogi.
W domu byłyśmy po dwóch godzinach marszu bez przerwy.Byłyśmy wyczerpane i wyglądałyśmy jak wraki ludzi.
Usiadłyśmy na naszej kanapie w salonie,zaczęłyśmy płakać.Wydawało się,że chcieliby nas zabić.Czułam się jakby Justin próbował mnie wykorzystać.Ciężko powiedzieć co wtedy czułam,ale wiem na pewno że był to okrutny ból, którego nie łatwo było się pozbyć.Nie chcę go nigdy więcej widzieć.Kocham go.Nie wiedziałam co mam robić w takiej sytuacji.Zadawałam sobie pytanie,"co teraz mam zrobić?", najgorsze jest to że nie znam na to pytanie odpowiedzi.Siedziałam z dziewczynami i razem,zaczęłyśmy rozmawiać i zastanawiać czy jest jakiś sens się z nimi spotykać.Były załamane,Annie ze szczęśliwej zakochanej pary stała się osobą która miała ochotę skoczyć z ostatniego piętra-opowiadała cała zapłakana,Ashley zaczęła swoją wypowiedź cała we łzach
Ja....-urwała-Ja....go pokochałam-mówiła szlochając,-Tak po prostu mam o nim zapomnieć? -kontynuowała zapłakana.-Chcę po słuchać jego wyjaśnień ,chcę zobaczyć co będzie miał mi do powiedzenia -rzekła.
-Ash,problem jest w tym że im nie zależy....-zaczęłam bardziej unosić się od płaczu.Myśl że Justin ten słodki,ten z balu,okazał się mordercą ?-...im po prostu nie zależy,jakby im zależało już dawno by koło nas siedzieli.A widzicie ich tu ?..NIE!!-krzyknęłam cała w złości i szybkim krokiem ruszyłam na górę.
-Anastasia,nas też to strasznie boli,ale chyba najważniejsze że mamy siebie nawzajem -Annie uniosła się w płaczu, krzycząc za mną.
Zignorowałam ją,chciałam pobyć sama.

***OCZAMI ASHLEY****


Po 15 minutach z Annie stwierdziłyśmy że pójdziemy do Anastasii,zobaczyć jak się czuję,ale niczego nadzwyczajnego się nie spodziewałyśmy.Otworzyłam drzwi do pokoju przyjaciółki,ona spała.Annie położyła się koło niej,wskazała ręką na łóżko żebym zrobiła to samo.Położyłam się koło Annie,myślałam jeszcze przez dłuższą chwilę.

Wstałam rano,złość nam trochę przeszła,ale w głowie nadal miałyśmy tylko ich. Annie i Anastasia jeszcze spały.Leniwie podniosłam się z łóżka i zeszłam na dół. Włączyłam telewizor na poranne wiadomości,zrobiłam płatki na mleku i usiadłam na kanapie.Po chwili przypomniałam sobie,że na blacie został mój telefon.Odblokowałam go i spojrzałam na godzinę,była 6:48. W tle zobaczyłam małą kopertę.Otworzyłam ją i ku moim oczom ukazało się '' Przepraszam cię ''. Zupełnie nie kojarzyłam numeru,ale nagle coś mi się przypomniało.Przypomniało mi się,że numer zaczynał się dokładnie tak samo,jak Lou.Zerwałam się szybko na górę,szukając malutkiej karteczki,którą wręczył mi Bieber.Tak jak się spodziewałam,był to sms od Tomlinsona,nie odpisując na niego,pobiegłam obudzić koleżanki.
- Ej!! Obudźcie się!! - Krzyczałam skacząc po łóżku. - Szybko!! Wstawajcie!! - Krzyczałam coraz głośniej.
W tej samej chwili spojrzały na mnie,dwa zaspane wzroki.
- Wiecie kto do mnie napisał?! - krzyknęłam
- Święty mikołaj? - Annie spytała z naburmuszoną miną. - Która godzina?
- Nie godzina jest teraz ważna. I nie. To nie Święty Mikołaj. Napisał Louis,przeprosił mnie.
- I co teraz zrobisz? Tak po prostu mu wybaczysz? - Rzuciła Annie.
- Sama nie wiem co mam robić. - Łzy same napłynęły mi do oczu. - Kocham go. - Zaczęłam szlochać.
Koleżanki przestały mnie słuchać i poszły spać dalej.Zostałam z problemem sama,ale pomyślałam,że muszę być silna.Z powrotem usiadłam przed telewizorem,kończąc jeść śniadanie.Usłyszałam trąbienie klaksonu sprzed domu.Byłam pewna,że to listonosz,który odwiedzał nas każdego ranka.Odsłoniłam zasłony by się upewnić i przestałam wierzyć własnym oczom.Zamiast zobaczyć biały busik naszego listonosza,przede mną ukazał się czarny wóz.Był mi niesamowicie znajomy,jednak za żadne skarby świata,nie mogłam sobie przypomnieć,gdzie wcześniej widziałam ten samochód. Dostałam kilka wiadomości na telefon,ale zignorowałam je.W czasie gdy przyglądałam się wozowi,wyszedł z niego kierowca.Widać było na pierwszy rzut oka,że był bardzo zniecierpliwiony.Gdy odwrócił się w moją stronę,poznałam,że to jest Louis. Ten sam szatyn,którego poznałam na balu.Okropnie się wystraszyłam i pobiegłam do przyjaciółek.Opowiedziałam im,kto stoi na naszym parkingu.Zerwały się jak najszybciej z łóżka i pobiegły do okna w salonie.Nie mogły uwierzyć,tak samo jak ja.Chłopak po chwili,gdzieś zadzwonił i w tym momencie,przyjechali jego koledzy - Justin i Harry. Nie miałyśmy pojęcia,w jakim celu nas odwiedzili,bałyśmy się.Szatyn niepewnie podszedł do drzwi i zapukał.Dziewczyny kazały przywitać naszego gościa,a same uciekły ponieważ były w piżamach.
Po malutku otworzyłam wejściowe drzwi.Chłopak gdy tylko mnie zobaczył,zrobił minę zbitego psa.
- Czegoś tu szukasz? Niestety przyjaciół tu nie znajdziesz. - Rzekłam.
- Chciałem was przeprosić,tak samo jak Harry i Justin. - Powiedział spokojnie.
- Cóż...w takim razie wejdź,zapraszam. - Otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam ich do środka.
Wszyscy weszliśmy do środka,udawałam twardą,ale w środku miękłam jak gąbka.
- Kawa? Herbata? - Spytałam i popatrzyłam na nich.
Pokiwali głową na nie i rozglądali się po całym domu.
- Ahh.. - Przerwałam,łapiąc się za głowę. - Zapomniałam. Laski się szykują,zaraz wejdą. - Uśmiechnęłam się lekko,sprzątając talerz ze stołu.
Krępująca cisza trwała strasznie długo,w duchu modliłam się,by moje przyjaciółki szybko do mnie przyszły.
- Mmm.. - zaczęłam cicho. - Louis.Chyba chciałeś mi coś powiedzieć? Czy przyjechałeś tu tak sobie? Bez celu? - Poirytowana spytałam.
Chłopak się nie odezwał,ale po jego oczach,można było zauważyć,że nie takiego zachowania się po mnie spodziewał.Postanowiłam się nie odzywać i nie grabić sobie jeszcze bardziej,póki nie zeszły dziewczyny. Zabrały swoich chłoptasiów na górę a ja zostałam sam na sam z panem Tomlinsonem.
- Dlaczego taka jesteś? Co ja ci zrobiłem? - Spytał nerwowo.
- Hmm, no wiesz. Nic. - Uśmiechnęłam się sztucznie. - Po prostu wywiozłeś mnie do lasu,miałeś broń w kieszeni,ale mmm.. - Urwałam. - Masz rację,nic. - Mówiłam tak,jakby nic się nie stało.
- Słuchaj paniusiu. - Wstał i wolno zaczął iść w moją stronę. - Albo będziesz kurwa miła,albo.. - urwał.
- Albo co? - śmiejąc się spytałam. - Co mi zrobisz? - Arogancko się uśmiechnęłam.
- Mocno ścisnął mnie za rękę. - Słuchaj,lepiej nie zadzieraj. - Patrzył na mnie,z iskrami w oczach.
Nie odezwałam się,byłam przerażona,nikt tego nie słyszał.Uroniłam łzy.Zostałam sama.
Stanął przede mną patrząc mi się głęboko w oczy,pchnął mnie na lodówkę w kuchni,jednocześnie wyjmując pistolet który wylądował na mojej skroni
-Nie rób tego...-Jęknęłam w przerażeniu -....Albo strzel,zastrzel mnie,marze o tym,chcę umrzeć. -do końca się rozpłakałam.Louis popatrzył na mnie i odsunął się.Chciał mnie przytulić,zaczął przepraszać,odsunęłam się.Patrzyłam na niego zszokowana,rozejrzałam się po pomieszczeniu patrząc na miny Harrego i Justina którzy czekali na dziewczyny.
-Wynocha-krzyknęłam jednocześnie popychając Louis'a w stronę drzwi -...Nie chcę cie widzieć..-krzyczałam
-Ej Ash..-urwał-...wysłuchaj mnie..to było nie kontrolowane,nie chciałem...PRZEPRASZAM-powiedział zbliżając się do mnie,dzieliły nas centymetry.Louis mnie pocałował..

***Oczami ANNIE***


Zeszłam na dół,poszłam w stronę kuchni tam gdzie wszyscy byli.Zobaczyłam w kuchni Ashley,całującą się z Louisem.

-Co tu się dzieje?!-Krzyknęłam.Ash odsunęła się od Louis'a i pobiegła na górę.
-Dobrze, że cię widzę-powiedział Harry kierując się w moją stronę, jednocześnie łapiąc mnie za rękę.Patrząc na niego, słuchałam go dalej.
-Chciałem cię przeprosić,mogę się domyślać że się mnie przestraszyłaś-kontynuował przyglądając się uważnie mojej reakcji-Nie jestem taki,to moja praca,musisz to zrozumieć.
-Harry..-urwałam -...Pokochałam cię..-Do oczu napłynęły mi łzy.-..A później dowiaduję się że jesteś jakimś gangstą ? -Spytałam zapłakana.
-To nie tak...-rzekł
-A jak ?-spytałam
-Daj mi jeszcze jedną szansę,zobaczysz jaki na prawdę jestem,jedna szansa.-Mówił błagająco.
-Harry,to trudna decyzja nie po tym co zrobiliście-powiedziałam.Wyrwałam swoją dłoń Harremu,po czym ruszyłam na górę.

***OCZAMI ANASTASII***


Podchodząc do Justina,patrzyłam mu prosto w oczy,pocałował mnie,oraz przeprosił za całe zajście,próbował wszystko załagodzić. Zamknęliśmy się w pokoju na klucz i pocałowaliśmy się. Raz,drugi,trzeci...niestety wybaczyłam mu szybko.Za szybko.Ale nie żałowałam,cieszyłam się,że znów może być przy mnie.Nawet nie wiem,kiedy sie w sobie zakochaliśmy,wszystko szło tak szybko.On nie był taki jak inny.Był odmienny,tajemniczy,zagadkowy..By go poznać,trzeba przejść przez wiele korytarzy jego osobowości.



KONIEC ROZDZIAŁU 2 


środa, 12 lutego 2014

1. - i see fire.

•Oczami Anastasii•

Jak zwykle leniwa sobota.O poranku spotykałyśmy się wszystkie trzy w salonie.Jeszcze spałyśmy i nie chciałyśmy uruchamiać swoich szarych komórek ,więc nie wiedziałyśmy co do końca się dzieje.

-Wiecie co?- Spytała Ashley
-No mów! -Wykrzyczała Annie
-Wiecie który jest?
-Mmm...-Po chwili zastanowienia,Annie dodała- chyba dziesiąty,a co?- Drapiąc się po głowie,spytała spokojnie.
-No właśnie.Dziesiąty.Nic wam to nie mówi!? - Ashley wykrzyczała mi prawie do ucha.- Maski. Kojarzy wam się coś? -Spytała wskazując na trzy maski,leżące na stole.
-O mój boże! - nerwowo krzyknęłam. - To już dziś! - szybko pobiegłam na górę,by poszukać mojej sukni balowej.Reszta dziewczyn zrobiła dokładnie to samo.
Szukanie przerwał mi głośny dzwonek ,rzuciłam się na łóżko a następnie podniosłam słuchawkę telefonu,który leżał na mojej nocnej szafeczce.
-Słucham?-Zapytałam nie pewnie,ponieważ nie znałam numeru.
Był to organizator balu charytatywnego,na który chodziłyśmy parę razy w roku. Okazało się,że bal został przesunięty z godziny 21:00 na 20:00. Miałyśmy całkiem dużo czasu. Wstałam z łóżka,następnie otworzyłam wielką szafę z lustrem.Na samym dnie,leżało zupełnie zapomniane,zakurzone i pogniecione różowe pudełko. Były tam nasze stare zdjęcia,pamiątki...Tak długo wpatrywałam się w rzeczy,że kompletnie straciłam poczucie czasu.
-Anastasia! - Wpadła do pokoju Ashley,okropnie krzycząc.- Co ty wyrabiasz?! Mamy pół godziny,jesteśmy gotowe! A ty co?! Patrzysz na jakieś stare śmieci! - Krzyczała na mnie,patrząc wzrokiem mordercy.
-Już...szykuję się. - Zamknęłam pudełko i wyjęłam z szafy suknię,następnie poszłam do łazienki się ubrać.
Gdy już to zrobiłam,umalowałam się i uczesałam,pobiegłam w pośpiechu do taksówki,która od jakiegoś czasu czekała na nas pod domem.
- Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę - powiedziała Ashley,która prawie skakała z radości.
Po 20 minutach,dojechałyśmy na miejsce. Było jeszcze mało ludzi,weszłyśmy do niesamowicie pięknej sali balowej i zajęłyśmy miejsca.Po chwili obsłużył nas kelner,dał nam po drinku,wypiłyśmy je ze smakiem.Kolejne musiałyśmy kupić za własne pieniądze.Bal się rozkręcał,a my jako jedyne nie miałyśmy partnera,jednak bawiłyśmy się wyśmienicie.Do rozkręcenia potrzebowałyśmy czterech drinków.
Weszłyśmy na parkiet i tańczyłyśmy między zakochanymi parami.
W pewnym momencie ogłoszono,że na parkiet ma się zgłosić sześć pań i sześć panów. Bardzo chętnie zgłosiłyśmy się do konkursu.Na przeciwko nas stanęło kilka chłopaków,nie widziałyśmy ich nigdy wcześniej,ale niesamowicie przypadli nam do gustu. Ashley miała numerek 1,ja numer 2 a Annie 3.

•Oczami Ashley•


Centralnie na przeciwko mnie,stał szatyn z zielonymi oczami,przyglądał mi się.Zapatrzyłam się na niego,gdy myślenie przerwał mi głośny głos z mikrofonu.

-A więc tak! - wykrzyczał - Pani z numerem jeden dostaje pana z numerem pięć! - mówił,zapraszając nas na parkiet.
-Zaraz,zaraz. - szatyn odezwał się. - Odbiję tą panią za dwadzieścia dolarów. - powiedział przejęty.
Blondyn z którym miałam tańczyć,zgodził się,zaczynając tańczyć z dziewczyną,którą wylosował mój partner.
Puszczono wolną muzykę,pan podszedł do mnie,łapiąc mnie w taili i prosząc mnie o rękę.Podałam mu ją,patrząc mu w oczy.
- Witaj. - mrugnął do mnie. - Na imię mam Louis,ale wołają na mnie Lou. - powiedział,uśmiechając się. -A na piękną damę? Jak wołają? - Zapytał zalotnie.
-Na imię mam.. - przełknęłam ślinę,myśląc chwilę nad wszystkim. - Ashley. Ale wiele osób mówi do mnie Ash..-powiedziałam cicho.
- Prześliczne imię. - powiedział,całując mnie w rękę. - A pani Ash,przyszła tu sama?
-Nie...z przyjaciółkami. - Dyskretnie na nie spojrzałam. - A ty jesteś sam? - spytałam zaciekawiona.
- Nie,ja tak samo.Z przyjaciółmi.. - przerwał,parząc w lewą stronę. - I mogłoby się wydawać,że tańczą z twoimi kumpelami. - zaśmiał się.
W odpowiedzi przesłałam tylko uśmiech.W ciszy tańczyłam,patrząc się w podłogę.
Mogło się wydawać,że piosenka trwała całą wietrzność,a to były zaledwie cztery minuty. Chcąc trochę odpocząć usiadłyśmy wszystkie przy swoich stolikach i przejęte opowiadałyśmy o naszych partnerach.Annie buzia się nie zamykała opowiadała w zachwycie jaki jej partner jest przystojny a za razem romantyczny.Wypiłyśmy po drinku i ruszyłyśmy potańczyć.
•Oczami Annie•
Na parkiecie poczułam na sobie ciepły wzrok ,chcąc zobaczyć kto mi się tak bacznie przygląda ,odwróciłam się w jego stronę.Tak jak myślałam był to mój partner z przed 15 minut,lekko się do niego uśmiechnęłam i powróciłam to czynności którą robiłam przez cały czas czyli tańczyłam.Tańcząc z przyjaciółkami wygłupiałyśmy się i śpiewałyśmy na całą sale. Przerywając mi w zabawie ,zaczepił mnie chłopak mniej więcej w moim wieku i zapytał czy razem zatańczymy, zgodziłam się bez wahania.Nie miałam nic do stracenia zawsze chciałam kogoś poznać i mieć taką osobę przy boku która będzie o mnie dbała.W tańcu z chłopakiem przerwał nam Harry,pytając czy możemy wyjść razem na zewnątrz.Po krótkim zastanowieniu ruszyłam z nim na taras.
-Piękna sukienka-powiedział do mnie Harry,puszczając oczko
-Dziękuję,przyszliśmy rozmawiać tu o mojej sukience ?-zapytałam zabawnie
-Nie,chciałem spytać czy podasz mi swój numer telefonu?-Harry spytał bacznie przyglądając się mojej reakcji.
-No nie wiem czy to dobry pomysł,prawie się nie znamy..-powiedziałam zastanawiając się
-No to się poznamy -Uśmiechnął się do mnie
Podałam mu swój numer telefonu,odwróciłam się i zaczęłam kierować w stronę parkietu.
•Oczami Anastasii•
Annie zobaczyła że już nie tańczymy i usiadła z nami przy stoliku.Chciałyśmy się już zbierać do domu ale Annie narzekała że to dopiero początek.Narzekanie Annie zakłócił nam Pan który prosił te same pary ,które zgłaszały się wcześniej o przyjście na środek parkietu.Podniosłam się z krzesła i ruszyłam na środek parkietu ,przy mnie stanął Justin którego poznałam nie całe 40 minut temu.Był bardzo przystojny miał śliczne brązowe oczy i zniewalający uśmiech.Każdy mój obserwował z takim zaciekawieniem strasznie mnie to zawstydzało.Pan z mikrofonem kazał nam dziewczętom zdjąć eleganckie rękawiczki i podarować naszym partnerom.
Panowie trzymając nasze rękawiczki,wzięli nas delikatnie za ręce i ledwo co dotykając nas,zaczęli tańczyć.Każda para która zrobiła chociaż najmniejszy błąd,musiała wrzucić po dolarze do słoika.Ja i Justin odpadliśmy jako drudzy. Po zakończeniu konkursu,Justin wraz ze swoimi kolegami gdzieś zniknął.Trochę się zdezorientowałam,ponieważ to stało się tak nagle,ale postanowiłam,że wrócę do stolika gdzie czekały już na mnie Annie i Ashley. Nie oszukujmy się,byłyśmy pijane.
-Co tam? Gdzie twój kochaś? - Spytała Ashley,patrząc nieprzytomnym wzrokiem
-Nie wiem...gdzieś poszedł. - uśmiechnęłam się. - a twój? - spytałam z szyderczym uśmiechem.
-Eh...patrz. Ja też nie wiem. - zaczęła się śmiać.
Po chwili chichotania,poczułam jak ktoś dotyka mnie po plecach,odwróciłam się i zobaczyłam Justina.
- Witam panie,to znowu ja. - uśmiechnął się.
- No witam,witam pana. - spojrzałam
- Taki prezencik od nas. - Powiedział podając nam po drinku.
- Chcecie nas upić? - Annie zapytała żartem. - Nie uda wam się to już,niestety za późno. - zaczęła się śmiać,a razem z nią Ashley.
Chłopak odpowiedział ciepłym uśmiechem.Stał chwilę,przygryzając wargę i patrząc się w podłogę.W pewnym momencie ktoś go zawołał,to był Louis,partner Ashley. Justin puścił mu oczko i niepewnie podszedł do mojej koleżanki.
- Proszę,to dla ciebie. - Podał jej do ręki karteczkę o treści:

"Proszę,oto mój numer 256 276 276. Napisz do mnie gdy będziesz miała czas. Pozdrowienia,Louis. xoxo."


Po czym chłopak żegnając się,poszedł w stronę przyjaciół i razem zniknęli w ciemnych drzwiach.

-No..- Przerwałam. - my też powinnyśmy się zbierać,jest już późno. - powiedziałam i wstałam z krzesła.
Koleżanki zrobiły to samo i skierowałyśmy się do taksówki.
W domu byłyśmy po około pół godziny.

•Oczami Annie•


Od razu po powrocie do domu,zdjęłam szpilki i położyłam się na łóżko.Było tak wygodne jak nigdy dotąd.Leżąc w sukience,pochłonęły mnie myśli i nieświadomie zasnęłam na dobre.

Już bardzo późną nocą obudziłam się,ponieważ miałam natychmiastową potrzebę napicia się wody. Wstałam z łóżka,zdjęłam sukienkę i przebrałam się w dresy i za dużą koszulkę,którą zabrałam kiedyś mojemu tacie,a następnie zeszłam po schodach na dół.
Kiedy zapaliłam światło w kuchni i wzięłam butelkę do ręki,spojrzałam na kanapę.Ku mojemu zdziwieniu, leżała na niej Anastasia.
- Czemu nie jesteś w łóżku? - spytałam z zaciekawieniem. - Idź spać,jutro mamy na 23:00 do pracy..
- Nie mogę spać,zżerają mnie myśli. - Powiedziała z twarzą w poduszce.
- Oh.. - przerwałam. - Chyba wiem o czym tak myślisz,mnie też to nie daje spokoju. - uśmiechnęłam się.
- Tak! myślę o nim! Eww.. - krzyknęła cicho.
W tym czasie usłyszałyśmy ciche kroki na schodach.
- Jezuuu,dlaczego nie śpicie? Wiecie że jest wpół do piątej?- Ash powiedziała,trąc zaspane oczy.
- Oni! - Ja i Anastasia krzyknęłyśmy zgodnie.
- A ok,myślałam,że to ja jestem jakaś dziwna. - uśmiechnęła się Ashley.
Usiadłyśmy obok siebie na kanapie i zaczęliśmy obgadywać naszych partnerów,którzy towarzyszyli nam dzisiejszego wieczoru.
Rozmowa pochłonęła nas i poszłyśmy spać o szóstej.Spałyśmy cały dzień,żeby na dwudziestą trzecią dojechać do pracy.Pracowałyśmy w pobliskim clubie jako kelnerki.

**dwa tygodnie później**.


Z chłopakami znamy się już całkiem dobrze,co noc przychodzą do nas do prac,pod pretekstem wypicia kilku drinków. Ale myślę,że wcale nie po to ciągle tam bywają. Tym powodem jesteśmy my.Zawsze proszą byśmy to my ich obsłużyły.


•Oczami Ashley•


Kazano umyć mi stoliki w pomieszczeniu obok,siedzieli tam akurat nasi chłopcy. Jak gdyby nigdy nic,weszłam tam i zaczęłam wykonywać pracę.Bardzo starałam się nie patrzeć w ich stronę. Niestety nie wytrzymałam.Podeszłam do Louisa,szarpnęłam go za koszulkę i trzymając go,skierowałam go w kąt.

- Hola,hola paniusiu... - zaśmiał się złośliwie. - Nie tutaj,ludzie patrzą..- Wzrokiem pokazał kolegów,śmiejąc się.
-Ha ha ha,niesamowicie śmieszne,Louis. - przymrużyłam oczy i zaczęłam kontynuować. -Słuchaj mnie.Wy wiecie gdzie pracujemy.Ale my nie wiemy gdzie wy. Możecie nam powiedzieć? Nie daje nam to spokoju.
Chłopak zgodził się po czym spytał za ilę kończymy,odparłam,że ja za 20 minut,Annie za 30 a Anastasia za 40. Szatyn skierował się w stronę samochodu.
-Jak skończysz,to czekam w wozie. - Mrugnął a następnie zniknął w drzwiach.
Gdy skończyłam myć stoliki,szef zapłacił mi dniową pensję,poszłam się przebrać i wyszłam z lokalu. Lekko wahałam się,by wejść do wozu.Znałam chłopaka dobrze,ale nie doskonale.W końcu postanowiłam wejść.
- No więc,dowiesz się jak zarabiamy. - założył przeciwsłoneczne okulary i wcisnął pedał gazu.
Myślałam,o tym kiedy dojadą moje przyjaciółki,nie chciałam tam być sama.Po jakimś czasie siedzenia w ciszy,Tomlinson zatrzymał wóz w ciemnym lesie.Rozejrzałam się dookoła,by znaleźć jakieś miejsce gdzie mógłby pracować.Nie było tam NIC.
- Coś się stało? Skończyła ci się benzyna? Jakieś problemy? - spytałam lekko zdenerwowana.
- Ależ skąd. - zaśmiał się. - przecież chciałaś wiedzieć gdzie pracuję.To to miejsce. - pokazał rękami
- W lesie..? - lekko się zdziwiłam. - pracujesz w lesie?
- Nie do końca.. - przerwał. - zaraz ci pokarzę. - wziął mnie za rękę i skierował w ciemności.
Byłam lekko przerażona,nie wiedziałam gdzie mnie zabiera.Po jakimś czasie,zobaczyłam mały,opuszczony magazyn,a obok niego kilku ludzi.
- Musisz tu chwilę zostań,potrzebuję na chwilę gdzieś iść. - powiedział spokojnie.
Skinęłam głową i jak prosił chłopak,zostałam na miejscu.Wzrok wszystkich przeżerał mnie od środka,a ja stałam nieruchomo,gdzie Lou mnie zostawił.Mocniej zacisnęłam dłonie wokół kieszeń spodni.Starałam się uspokoić oddech,przez tych wszystkich przerażających wzroków,oparłam się o maskę samochodu Louis'a wyciągając tym samym telefon z kieszeni.Jeszcze raz zmierzyłam Louis'a wzrokiem i napisałam Sms'a do dziewczyn czy w ogóle przyjeżdżają z chłopakami.Tak bardzo nie chciałam tego wszystkiego sama przeżywać,miałam dużą nadzieje że Harry i Justin są wplątani w tą samą "PRACE" co Louis.Dostałam odpowiedź od Annie,wyciągając telefon w duszy modliłam się dobrych wieści,okazało się że Annie właśnie jedzie.Usłyszałam pisk opon,oglądając się za siebie zobaczyłam że to Annie i Harry.Przyglądając się na nich,widziałam jak Harre'mu zależy na mojej przyjaciółce,z przerażoną miną obserwowała ruchy swojego partnera,chwycił ją mocno za rękę i ruszyli w moją stronę.Annie przywitała się ze mną pocałunkiem w policzek,Harry patrząc jej prosto w oczy powiedział jej że zaraz przyjdzie,powiedział jej dokładnie to samo co mnie Louis.Przyjaciółka opierając się na masce samochodu mojego chłopaka zaczęła rozglądać się dookoła tego przerażającego miejsca.Czekałyśmy przerażone w ciszy na naszych partnerów.Patrząc na drzwi tego strasznego opuszczonego magazynu zobaczyłam że wyraz twarzy Louis'a zmienił się na bardzo złego.Po chwili Anastasia podjechała z Justinem na motorze przyglądając się na nich zobaczyłam że Justin pomaga jej zejść z motoru.Anastasia przywitała się z nami i zajęła miejsce koło mnie.

****Oczami Anastasii****


Rozglądając się po tym przerażającym miejscu zastanawiałam się co z tym wszystkim ma wspólnego Justin,co to za praca,zastanawiałam się w przerażeniu.Justin stanął przede mną i chwycił mnie za kolano bacznie przyglądając się w moje błękitne oczy,dotykając go na dolnej części pleców wyczułam pistolet z przerażeniem zeskoczyłam z samochodu...



CZYTAJ NASTĘPNY ROZDZIAŁ JAK CHCESZ DOWIEDZIEĆ CO STANIE SIĘ PÓŹNIEJ ...